piątek, 8 maja 2015

Don't leave me again - rozdział 3

Nie mam pomysłu na słowa wstępu, więc... nie wiem, łapcie obrazek, o. 

/Horse

ROZDZIAŁ 3

JEAN
- Mówię to sobie codziennie rano, kiedy staję przed lustrem. Ta boskość nie może tak po prostu odejść sama z siebie – skomentował żartobliwie, posyłając uśmiech w stronę kawy. Nadal nie odważył się spojrzeć na Marco. Jednak kiedy tylko usłyszał jego pytanie, natychmiast odłożył filiżankę, nie zastanawiając się ani chwili. – Jasne – rzucił zadowolony, wpisując swój numer. Dla pewności sprawdził go jeszcze w swoim telefonie, a potem przyglądał się cyferka po cyferce, aby przypadkiem nie podał mu złego numeru. Nie było opcji, by Marco nie mógł się z nim skontaktować. Kiedy skończył, dumny z siebie odłożył oba telefony na stół, urządzenie swojego towarzysza przesuwając w jego stronę. – Jestem dostępny dwadzieścia cztery godziny na dobę. – I to wcale żadne kłamstwo. Jeśli chodzi o niego, to odebrałby nawet wtedy, kiedy by spał. Cóż za wielkie poświęcenie z twojej strony, Jean.
- Wiesz… nigdy nie zdążyłem cię o to spytać, ale dlaczego tak właściwie się przeprowadziłeś? – Zaczął nerwowo przesuwać delikatnie telefon to w prawo, to w lewo. – Geez, Marco, nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało – zaśmiał się, przymrużając oczy. Zadziwiający był dla niego fakt, że jest jedyną osobą, której nie ma ochoty przygadać. Może można to nazwać przeznaczeniem? Znaczy wiecie… takim przyjacielskim, oczywiście.

MARCO
Powoli zaczął upijać zawartość swojego kubka, co jakiś czas przygryzając jabłecznikiem. Z początku prawie by się oparzył, ale parę dmuchnięć do środka naczynia polepszyło sprawę. Gorzej było z jego językiem, który teraz przez to zaczął piec. Widząc, jak Jean spogląda w stronę okna, sam też tam spojrzał. Nie podejrzewając niczego, wziął do siebie jego słowa o wykładowcy. Skoro tak mówił, to tak musiało być. Nie widział powodu, aby wątpić w jego słowa.
Ucieszył go jego protest. W rzeczywistości nie chciał się stąd ruszać, ale z drugiej strony nie chciał się też niepotrzebnie narzucać. Jednakże trochę dziwne wydawało mu się to, że ten tak spokojnie reaguje na to, że ktoś wystawił go ze spotkaniem. Czy normalnie nie zareagowałoby się gniewem i wydzwanianiem do tej osoby? Jean natomiast zachowywał się tak, jakby zupełnie nic się nie stało. Jak kto woli. Można i tak.
Kątem oka zauważył, jak za oknem powoli zbiera się ciemna chmura, praktycznie uniemożliwiając niektórym promykom słonecznym dostanie na ulicę za oknem. Jeszcze tego brakowało, aby tak nagle się rozpadało. Nie wziął ze sobą parasola, a jego kurtka jest pozbawiona kaptura. Jak się pośpieszy, to może nie zmoknie aż tak bardzo. Wszystko zależało od tego, jak długo zamierza prowadzić rozmowę z Jeanem. Nie chciał rozstawać się za szybko. Miał wrażenie, że nie powiedział mu wszystkiego. Wróć. Właściwie nie opowiedział mu niczego konkretnego. Zawsze będą mogli umówić się kiedy indziej, ale… On chciał teraz, a nie kiedy indziej.
- Co to za osoba, która się najpierw umawia, a potem nie przychodzi? – powiedział z lekkim oburzeniem, w duchu jednak jej za to dziękując. Zaczął obracać w palcach kubek, bawiąc się osadem, jaki powstawał od piany. Uśmiechnął się na jego słowa o własnej boskości. Co mógł mu jeszcze powiedzieć? Jak na złość nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Przez te wszystkie lata nie wydarzyło się nic ciekawego, niczego wielkiego nie dokonał. Nawet z nauką szło mu średnio, więc nie było co się chwalić jej wynikami. A z kolei o przyszłości nie chciał jeszcze rozmawiać. To było naprawdę ciężkie. Kiedyś ich rozmowy przychodziły nieco łatwiej. Może trzeba dać temu czas?
Ucieszył się, gdy Jean wpisał swój numer do telefonu. Teraz przynajmniej będzie miał możliwość, aby się z nim skontaktować. I żeby tylko się to nie zmieniło, tak samo jak te kilka lat temu. Rzucił okiem na jego palce, które wstukiwały cyferki. Miał wrażenie, że trwało to całą wieczność. Wziął swój telefon, jeszcze chwilę wpatrując się w numer na wyświetlaczu. Zablokował ekran i urządzenie schował do kieszeni.
- Żebyś tylko tego nie żałował – zauważył, posyłając w jego stronę uśmiech. Żeby się nie zdziwił, jak pewnego razu Marco zadzwoni do niego o późnej godzinie, budząc go ze snu. Sam przecież powiedział, że jest dostępny cały czas.
Przygryzł dolną wargę. Mu też przez ten cały czas brakowało Jeana. Nagle zrobiło się jakoś tak… smutno? Trochę głupio wyszło z tą całą przeprowadzką. Jednakże to nie była jego decyzja, więc sumienie miał czyste.
- Przepraszam – zaczął, robiąc po tym chwilową przerwę, aby móc zebrać odpowiednie słowa. – Moje zdanie w tej kwestii w ogóle się nie liczyło. Było… „spięcie” pomiędzy moimi rodzicami, aż w końcu postanowili się rozwieść. Mama zabrała mnie ze sobą, a o ojcu słuch zaginął. Nawet się nie pofatygował, aby mnie odwiedzić – westchnął. Żałował tego, że tak się sprawy potoczyły. W innym wypadku mógłby zostać w tym mieście, nie zrywając przy tym kontaktu ze swoim przyjacielem. No, ale wyszło jak wyszło. Liczyło się to, że ma teraz okazję, aby to wszystko naprawić.
- Wybacz, że nie dzwoniłem. Przez jakiś czas musiałem oswoić się z nowym otoczeniem, a po pewnym czasie zawieruszył mi się twój numer – mówiąc to, podrapał się po głowie z zażenowaniem. Z tym też głupio wyszło. Po tym incydencie miał do siebie olbrzymie wyrzuty sumienia. Nawet nie mógł się w żaden sposób dowiedzieć, jak Jean sobie tam radzi. Skończyły się te wszystkie rozmowy, wszystko się skończyło. Po tym trudno mu było w jakikolwiek sposób zawrzeć znajomości. Były one… przelotne, krótkotrwałe. Może i nawet wymuszone.
Zauważył, jak krople deszczu zaczynają uderzać i leniwie spływać po oknie kawiarni. Jedna zaczynała wyprzedzać drugą, aby zamienić się na końcu w bezkształtną formę. No to pięknie. Upił kilka ostatnich łyków kawy, wziął gryz ciasta i powoli zaczął wstawać.
- Czas już na mnie – uśmiechnął się, czochrając go po włosach. Zarzucił na siebie kurtkę, a pieniądze zostawił w koszyczku. – Nie chcę, żeby za bardzo się rozpadało. Poza tym niedługo mam wykłady. – Dla pewności zajrzał jeszcze raz na wyświetlacz telefonu. Miał jeszcze ponad dwadzieścia minut. – Zadzwonię jeszcze dzisiaj – powiedział, machając urządzeniem w jego stronę.

JEAN
Właśnie, co to za osoba? Jean też by chciał to wiedzieć. Zapewne niedługo i tak wyjdzie na jaw fakt, że nie jest zbyt lubianym osobnikiem w środowisku. Ponadto okolicznościom sprzyjało to, że od dzisiaj razem będą uczestniczyć na wykładach… O czym jednak Marco jeszcze nie wie, ale już niedługo to się zmieni.  Chyba… nie zrobi mu tym przykrości, prawda? Nie, przecież nie należy do takiego typu osób, które obrażałyby się za najmniejszą rzecz. A przynajmniej nie należał. Być może wiele się zmienił od przeprowadzki i teraz nie będzie miał zamiaru znosić jego humorków.
Z każdą chwilą mężczyzna coraz bardziej zaczął wątpić w ponowną przyjaźń. Już początek rozpoczął kłamstwem, więc czego się spodziewać po dalszych wydarzeniach? …Chociaż może po prostu za bardzo przeżywa. Otrzymał szansę odnowienia kontaktów z Marco i przez to zaczął szaleć.
Oparł głowę o rękę, tę natomiast opierając o stolik.
- Postaram się. - Spojrzał się na niego, niezauważalnie podnosząc kąciki ust do góry. Kiedy jednak zaczął wysłuchiwać jego historii, niewielki uśmiech spełzł z jego twarzy. Nie wiedział jak ma zareagować. Chyba powinien powiedzieć coś w stylu „przykro mi” czy „jestem z tobą”, ale…
- Co za gnój - …wyszło jak zwykle. Ściągnął brwi, ukazując swoją dezaprobatę w stosunku do zachowania jego ojca. Czy naprawdę przestał się już nim interesować? A może po tych latach małżeństwa uznał, że nagle życie rodzinne mu się znudziło i postanowił oddalić to na drugi plan, a w tym Marco? Odchrząknął, gdy uświadomił sobie, że nie powinien tak mówić o jego rodzicu. W końcu nie znał do końca całej sytuacji, więc nie powinien wykładać pochopnych wniosków… Ale sam fakt, że skazał Marco – jego najbliższego przyjaciela – na dorastanie bez męskiego wsparcia. Niby Jean również wychowywał się bez ojca, ale za to był otoczony masą wujków. Poza tym sytuacja była inna, ponieważ w końcu ten niedobrowolnie ich opuścił. Choroba go wykończyła i tyle. Może gdyby miał więcej lat niż dwa, kiedy ten umarł, to wtedy nieco by się zawiódł… ale przez te lata zdążył się przyzwyczaić i nie odczuwał nie wiadomo jak wielkiej straty. Co prawda czasem było mu przykro, że nie posiada pełnej rodziny, ale w końcu co na to poradzi? Nie zmusiłby matki do tego, aby znalazła sobie nowego męża tylko ze względu na Jeana. Ta wydawała się zbyt pochłonięta wspominaniem danych lat, niżeli chęcią poznania kogoś nowego, kto mógłby zapełnić tę pustkę.
W momencie, w którym czarnowłosy przeprosił go za brak kontaktu, zrobiło mu się nieco głupio. Prawdą jest, że kiedy ten wyjechał bez słowa, był na niego szaleńczo wkurzony. Ale był wtedy młody i głupi, więc nie brał nawet pod uwagę powodów jego przeprowadzki. W głowie dudniły mu tylko takie słowa jak „opuszczony”, „zapomniany” i „niepotrzebny”. Ale i te z czasem słabły, aby w końcu ucichnąć do cna. Dlaczego czuje się teraz taki zażenowany? Ponieważ i on równie dobrze mógł się z nim jakoś skontaktować, ale był zbyt wkurzony, aby to zrobić. Żył w przekonaniu, że skoro tak łatwo go zostawił, to już go nie potrzebuje, a duma Jeana nie pozwalała mu na desperackie podtrzymywanie znajomości, która – być może – wychodziłaby tylko ze względu na jego zainteresowanie. Ale teraz, gdy już poznał prawdę, ulżyło mu. Miał przynajmniej pewność, że Marco nie miał na to wszystko wpływu.
- …Nie, nie przepraszaj. Nie potrzebuję tego – odparł, może trochę zbyt nieco oschłym tonem, który wywodził się tylko i jedynie z powodu uświadomienia sobie, jakim był cholernym idiotą myśląc, że ten mógł o nim zapomnieć. Wziął ostatniego łyka kawy, odsuwając talerz z ciastem na bok. Nawet nie zauważył, kiedy zdążył tak dużo wypić. Najwidoczniej towarzystwo Marco zajęło jego całą uwagę. Ale to mu nie wystarczało. Nie chciał się już z nim rozstawać, dlatego zdziwił się, gdy ten już zaczął wstawać. Podniósł na niego nagle wzrok, sprawdzając po tym godzinę w telefonie. Ach, no tak. On też powinien się już zbierać.
- Hej, czekaj – rzucił za nim, biorąc swoją kurtkę. Już chciał pójść w jego kierunku, ale jeszcze wrócił się, by również wrzucić pieniądze do koszyczka. Po tym przyspieszył kroku dopóki nie był na równi z nim. - …Pójdę z tobą. Wiesz, jako asysta. – Nie, to wcale nie tak, że nie wierzył mu z tym zadzwonieniem. Ale mimo wszystko poczuł się tak, jakby pracodawca rzucił mu prosto w twarz tekstem „zadzwonimy do pana”, co najzwyczajniej w świecie mówiło, że nie ma co liczyć na robotę.
W momencie, w którym wyszli na zewnątrz, wyciągnął rękę przed siebie, by poczuć spadające krople deszczu. Nieciekawie. Nie miał ze sobą parasolki, a nie chciał wejść na wykład cały przemoknięty.
- Przybliż się – powiedział do Marco, obejmując go ramieniem, tym samym zarzucając na ich głowy swój płaszcz. Może nie było to aż tak koniecznie zważywszy na fakt, że w końcu woda nie przemacza im butów, ale z jakiegoś powodu chciał to zrobić. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Może tym małym gestem chciał go w jakiś sposób przeprosić za to, że również nie ruszył dupska, aby się z nim skontaktować. – Nie wypuszczę cię tym razem tak łatwo. – Zaśmiał się pod nosem, uśmiechnięty zerkając na towarzysza.

CIĄG DALSZY NASTĄPI

3 komentarze:

  1. Jak słodko <3 Oczywiście nie miałam kiedy tego czytać jak na zajęciach i głupio się szczerze sama do siebie xD Bardzo mnie ciekawi moment, gdy Marco dowie się, że obydwoje studiują to samo, będzie interesująco. W sumie słowa Jeana się sprawdziły, "jako asysta" - ochrona jako taka przed deszczem jest :)
    A ten obrazek na początku jest świetny! Chętnie odwiedziłabym taką... hmm "knajpkę"? (Tak, a najlepiej, jakbym spotkała tam takigo Marco i Jeana xD)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej... Ja tu czekam i czekam, a nowego rozdziału brak :c Niby tak dużo dni nie minęło, ale nastawiłam się na nowe rozdzialiki w najbliższym czasie, a tu nic. Dajcie mi coś do czytania! >o<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło, czyli mamy stałego bywalca. D: Nikt z nas nie wstawił ostatnio nowego rozdziału, bo Cowboy tak jakby nie ma dostępu do zapisanego opowiadania, a ja... no, leniwa dupa jestem. He. ALE BEZ OBAW, JUŻ WSTAWIAM. OD TERAZ BĘDZIEMY WSTAWIAĆ ROZDZIAŁY SPECJALNIE DLA CIEBIE I ŻADNE DESZCZE, PIORUNY I RURKOWCE NAS NIE POWSTRZYMAJĄ.
      /Horse

      Usuń