poniedziałek, 4 maja 2015

Don't leave me again - rozdział 2

Horse
ECH3 maj, 22:27
WYOBRAŻASZ SOBIE DZIEŃ
W KTÓRYM
NASZA SKRZYNKA
NA DŻIMEJLU
AŻ PRZEPEŁNIA SIĘ
OD WIADOMOŚCI
INFORMUJĄCYCH NAS
ŻE KTOŚ DODAŁ KOMENTARZ
Cowboy
NIE3 maj, 22:28
Horse
JA TEŻ NIE

WIDZICIE TO?
PRZYJRZYJCIE SIĘ DOKŁADNIE. 
O TAK, WŁAŚNIE TAK. JAK NAJBLIŻEJ. 
MOCNIEJ, NIECH TWÓJ NOS DOTYKA MONITORA. 
SKORO JUŻ TO WIDZICIE, TO TERAZ PORA NA ZAŁAPANIE ILUZJI. 
Panie kierowniku, niech pan poratuje komentarzem. 
/Horse

Serdecznie cześć. Przybywam z drugim już rozdziałem opowiadania "Don't leave me again" z udziałem Jeana i Marco. Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy czycośtam.
/Cowboy
ROZDZIAŁ 2

JEAN
Za nic w świecie nie poznałby go po głosie. Ba! Nawet wątpi, by poznał go na ulicy, gdyby nie te przyciągające oko, strasznie charakterystyczne piegi. W chwili, gdy zajął miejsce obok niego, otworzył nieco usta, by coś powiedzieć. Próba ta jednak skończyła się tylko bezdźwięcznym „maa”. Potrząsnął głową w zaprzeczeniu, słysząc pytanie starego znajomego. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że ten po prostu się zgrywa, bo jakby nie patrzeć praktycznie wszędzie są wolne miejsca. Zamiast tego wyszczerzył się jak głupi, szczęśliwy, że wybrał miejsce właśnie koło niego. Że w ogóle odważył się do niego podejść i się przywitać.


- Marco – wreszcie z siebie wykrztusił, teraz nieco niedowierzając. Ma zwidy? Skąd się tutaj wziął? Może przez te niedawne powrócenie do wspomnień wykreował obok siebie czarnowłosego, aby nieco podnieść się na duchu? Nie, to było niemożliwe. Tak samo niemożliwe jak jego widok przed nim, a nawet głos, który się z niego wydobywał. Odstawił filiżankę oraz telefon na bok, wychylając się bardziej do przodu. – Mam lepsze pytanie – rozejrzał się na boki, z jakiegoś powodu chcąc upewnić się, że nikt nie zwraca na nich uwagi. Może Marco zbiegł i teraz jest poszukiwany? – Co TY tutaj robisz? – ściągnął nieco brwi, nadal nie wierząc. To było zbyt nierealne, by pojawił się tutaj chwilę po tym, jak tak zawzięcie zaczął o nim myśleć. Zaraz… Oczywiście, to było wyjaśnienie. Wiedział od samego początku! Dysponuje jakimiś mocami, dzięki którym siłą umysłu jest w stanie sprawić, by dana osoba pojawiła się przed nim.
A teraz na poważnie. Mieszała się w nim radość z jego przybycia, ale i również złość, że ten nie postanowił powiadomić go o jego przybyciu. I Jeana nie obchodzi to, skąd miałby wziąć jego dane, numer telefonu czy chociażby adres – dla chcącego nic trudnego. Zaczął stukać palcami o stół, intensywnie wpatrując się w chłopaka… nie, teraz już mężczyznę. Od czasu ostatniego spotkania coś bardzo mu się wydoroślało. Nadal nie może przyzwyczaić się do tego widoku. 
- I jakie znowu samotnie? – Wyprostował się, następnie opierając o krzesło i nieco pochylając do tyłu. Oparł splecione ręce o tył głowy, patrząc za okno kawiarni. – Tak się składa, że właśnie na kogoś czekam… ale ten ktoś się spóźnia. – Tak oczywiste kłamstwo. Uświadomił sobie, że teraz Marco pewnie może pochwalić się masą znajomych. Zawsze był miły i pomocny, więc aż ma od groma przyjaciół… A taki Jean, który od małego był arogancki? Nawet teraz z tego nie wyrósł, a jego życie towarzyskie nie uległo zmianie. No, może prócz tego, że stracił swojego jedynego przyjaciela. Ale jakimś cudem widzi go znowu przed sobą. Pytanie tylko, czy ten zechce odnowić ich znajomość. Nie, czekaj, nie zapędzajmy się. Najpierw warto się dowiedzieć, z jakiego powodu tak właściwie powrócił do rodzinnego miasta. Równie dobrze mógł przyjechać tylko po to, by powspominać, a potem znowu wyjechać do siebie.
- A ty… - rzucił przed siebie, powoli odwracając się już w stronę Marco. – Długo zamierzasz tu zostać? – spytał nieśmiało, po chwili nieco zmieszany dodając: - To znaczy tutaj, w mieście, nie w kawiarni.

MARCO
Przyglądał się jego reakcjom z zaciekawieniem. On sam cieszył się jak głupi, że udało mu się go spotkać. Z początku obawiał się, że Jean najzwyczajniej w świecie go spławi, uznając za niegodnego jego uwagi. Cóż, niektórzy uznają, że to, co było w przeszłości, powinno w niej zostać, a nie ukrywajmy, że Marco jest – albo był – taką częścią. Chciał już nadrobić te wszystkie informacje, które go ominęły przez te wszystkie lata. Czy Jean kogoś sobie znalazł, gdzie mieszka, co robi, co miał wczoraj na obiad? Nawet aktualny rozmiar buta też się przyda.
- Co robię?... – wyprostował się, zbierając myśli. Plecami oparł się o krzesło. – Studiuję architekturę. A do kawiarni wpadłem, bo skończyła mi się kawa – posłał mu uśmiech, mając nadzieję, że taka odpowiedź go usatysfakcjonuje. Oczywiście, że przy okazji chciał powspominać, odwiedzić stare miejsca i starych znajomych. Jednakże głównym jego powodem były studia. W zasadzie mógł studiować w innym mieście, ale jednak coś go tu przyciągnęło. Nie można ukrywać, że Jean też był jednym z takich powodów.
W rozmowę wtrąciła się kelnerka. Podeszła, aby zapytać się Marco, czy może zdecydował się już na zamówienie. No tak, kompletnie o tym zapomniał. Z uśmiechem odpowiedział jej, że potrzebuje jeszcze minutki. Wręczyła mu menu, po którym zaczął śledzić wzrokiem. Oprócz kawy chciał jeszcze coś zjeść. Spojrzał na zamówienie Jeana. Ciasto? Nietknięte? – Nie jesz? – rzucił, głową wskazując w stronę wypieku. – A może się odchudzasz? – dodał po chwili z nieznacznym rozbawieniem.
Wrócił do swojego menu. Ostatecznie zdecydował się na szarlotkę. Te wszystkie inne podejrzane nazwy jakoś do niego nie przemawiały. Jakby nie mogli podać dodatkowo składu każdego z ciast, a nie zmuszać klientów do zamawiania w ciemno, a potem takie zdziwienie, że dostałeś zapiekanego kota na talerzu. Aż przeszły go dreszcze na myśl o tym, co może kryć się pod „Ravani” albo „Łabędzi Puch”. Może jeszcze „Sierść Psa”? Z pewnością taka nazwa nie cieszyłaby się popularnością. Odwrócił głowę w jego stronę, gdy zaczął mówić, że na kogoś czeka.
- W takim razie może lepiej będzie, jeżeli sobie pójdę? – Znów podłożył sobie dłoń pod głowę, wbijając w niego wzrok. Właściwie to za dużo się nie zmienił. Teraz po prostu jest taką większą wersją małego Jeana z dzieciństwa. Mógł mu od razu powiedzieć, że na kogoś czeka. Wtedy by się tutaj nie rozsiadał, tylko rzuciłby krótkie „Cześć” i usiadłby gdzie indziej. Chociaż nie. I tak by go zaczepił. Nie mógłby sobie podarować tego, że przepuścił taką okazję do odnowienia kontaktu z dawnym przyjacielem.
W końcu znów podeszła do niego kelnerka. Złożył swoje zamówienie, jakby chwilę temu Marco w ogóle nie mówił nic o pójściu. Zapisała wszystko w swoim notesiku i chwilę później znikła w głębi sali. Zamówił kawę z mlekiem i do tego oczywiście szarlotkę na ciepło. Czekał jeszcze go dzisiaj wykład. Nie żeby mu się śpieszyło, bo do rozpoczęcia i tak było jeszcze daleko. Spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu, aby móc bardziej to sprecyzować.
- Przez okres studiów nigdzie się stąd nie ruszam – odpowiedział od razu na pytanie Jeana. Spojrzał na niego kątem oka. Westchnął. – A co potem, to się okaże. Nie śpieszy mi się – znów się do niego uśmiechnął. Wzrok przeniósł jeszcze raz na wyświetlacz telefonu. Była jeszcze nieco ponad godzina do wykładów. Wystarczająco dużo czasu, aby móc porozmawiać z Jeanem. Nie narzekałby, gdyby taka okazja zdarzyła się jeszcze raz. Wątpił czy te wszystkie lata mogą się zmieścić w zaledwie kilkunastu minutowej rozmowie. To zdecydowanie wymagało czasu. Chociaż może nie w przypadku Marco. W jego życiu nie działo się nic ciekawego. Masa nauki, no i ostatecznie ten etap jeszcze się nie skończył. Zaczął obracać telefon palcami jednej ręki, wpatrując się dalej w swojego towarzysza.
- Nic się nie zmieniłeś – skomentował w końcu, mimowolnie unosząc kąciki ust do góry. W końcu przyszło jego zamówienie. Biały dymek powoli ulatniał się z kubka gorącej, nieco jasnej kawy. Jakoś nie przepadał za czarną. Do smaku jeszcze zazwyczaj dodaje sobie odrobinę cukru. Sięgnął więc po jedno opakowanie i wsypał jego zawartość do kubka. Wymieszał, dmuchnął kilka razy, po czym głowę odwrócił znów w stronę Jeana. Wystawił do niego dłoń, w której znajdował się telefon.
- Zapiszesz mi swój numer? – spytał się, nieco niepewnie. Głupio się czuł z tą świadomością, że ich znajomość zaczyna się praktycznie od początku. Znów będzie pomiędzy nimi ten dziwny dystans, który ciężko będzie przełamać. Jednakże Marco ma czas. Poczeka.

JEAN
Siedział przez cały czas oparty o krzesło ze splecionymi rękoma za tyłem głowy, ale kiedy tylko dowiedział się, że Marco nie dość, że przyjechał tu, aby studiować, to jeszcze po to, by zagłębiać tajniki architektury… cóż, jego zdziwienia nie da się opisać. W jednej chwili wyprostował się, niemalże stukając kolanem o stół. To nie mogła być prawda. Mężczyzna musi definitywnie go okłamywać. Czy jest tu gdzieś ukryta kamera? Jean już postara się o dobrego adwokata, jeśli tak właśnie jest. Nikt nie będzie się tak bezczelnie nabijał z jego osoby. 
- Architekturę? – Powtórzył, nadal nie chcąc w to uwierzyć. – Ciekawy… kierunek – rzucił, podejrzanie odwracając się w stronę okna. Nie ma zielonego pojęcia, z jakiej paki nie powiedział mu, że również to studiuje. Powinien od razu się z tym wyrwać, ale ten zamiast to zrobić, powiedział zupełnie co innego. – Żebyś tylko nie wyleciał po pierwszym semestrze, wykładowca podobno jest strasznie zacięty – zaśmiał się nieco zażenowany. Nawet jakby chciał mu powiedzieć prawdę, to jak ma to teraz zrobić? Stracił swoją szansę, a jakby nagle mu o tym powiedział, dziwnie by to wyszło. Jeszcze by pomyślał, że nie chciał mu o tym powiedzieć, bo był zawiedziony tym, że będzie musiał dzielić salę wraz z Marco. Nie, zaraz. Czy on właśnie nie pogarsza swojej sytuacji jeszcze bardziej? W końcu i tak się dowie, przecież zaraz obaj będą mieli wykład. 
Zaraz po tym również zerknął na swoje ciasto, nieco się krzywiąc. Przełamał się i nadział na widelec kawałek, ale zaraz po tym popił go ciepłą kawą. Która stygła coraz szybciej, tak swoją drogą. Musi się pospieszyć, albo wystygnie mu zupełnie i nie będzie co pić. 
Jednak ta długa rozłąka dała się we znaki. Jean nie miał zielonego pojęcia, o czym mógłby z nim porozmawiać. I nie jest to problem, że nie wie, od czego zacząć, ponieważ ma mu tyle do powiedzenia. On po prostu… nie wie, co takiego może mu powiedzieć. Nagle żadne ważne wydarzenie nie przychodziły mu do głowy, a z innej strony te drobniejsze sprawy nie wydawały się na tyle ciekawe, by mówić o nich w tym czasie. 
Nagle z głowieniem się nad wymyśleniem jakiegoś ciekawego tematu po raz kolejny gwałtownie wyciągnęły go słowa Marco. Zakaszlał. Chyba kawa wleciała nie tam, gdzie powinna. Odstawił kubek na stolik, wycierając usta dłonią. 
- Nie! – Powiedział, może trochę zbyt głośno. Zaraz potem jednak odchrząknął. – Nie ma takiej potrzeby. Pewnie i tak już nie przyjdzie… - wziął z powrotem filiżankę, wpatrując się w jej zawartość. Żeby chociaż na kogokolwiek czekał. Aż głupio mu się zrobiło, że okłamał go z tak idiotycznego powodu. Jest naprawdę żałosny. 
Siedział w tej samej pozycji, nawet nie upijając łyka kawy. Nagle odechciało mu się czegokolwiek pić czy jeść. Może przynajmniej zamówiona kawa zdradzi mu tajemnicę pozyskiwania znajomych, jeśli będzie się w nią tak intensywnie wpatrywał jeszcze przez chwilę. Albo przynajmniej podsunie mu jakiś temat do rozmowy z Marco. Rusz te swoje małe kawowe komóreczki, kupo brązowego gówna – pomyślał, teraz nawet marszcząc brwi. 
Miał wielką nadzieję, że jego stary znajomy w jednej chwili się nie rozmyśli i nie postanowi zacząć studiować w innym mieście. Teraz, kiedy zyskał jakąś nadzieję. Miał wrażenie, że powrót Marco jest tak jakby… jego kołem ratunkowym? Nie, to z pewnością złe określenie. To po prostu nowy, lepszy początek.

CIĄG DALSZY NASTĄPI.

4 komentarze:

  1. Coś tak za szybko się to czyta... Dopiero zaczęłam i już koniec, a to przecież do piątku trzeba czekać na kolejny rozdział... I w ogóle publikacja rozdziału o godzinie 19, a ja tu od 10 już tego wyczekuję xD Ciekawie się zapowiada, to samo będą studiować i zapewne razem zamieszkają (<- bardzo chcę, żeby tak!). Te niektóre wstawki rozbawiły mnie prawie że do łez "Nawet aktualny rozmiar buta też się przyda" haha. Wyobrażanie sobie tej sytuacji, a przede wszystkim min bohaterów jest po prostu boskie~! Zapomniałam też napisać w pierwszym komentarzu, że bardzo podoba mi się szablon Waszego bloga, bardzo przejrzysty i nie męczy wzroku :) No to nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać do piątku... Może wytrzymam, trzymajcie kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwaga, nabijam Wam komentarz, chalo! Jeszcze nic nie czytałam, ale wydajecie się w cholerę sympatyczni. ;;
    (tak, ja też kocham konstruktywne komentarze)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. + ta czcionka nie ma polskich znaków, więc jest dzika. ;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy, u mnie ma polskie znaki. Wszystko pewnie jest za sprawą tego, jakiej kto przeglądarki używa, ale zmienię, żeby wszystkim działała jednakowo.
      I, no cóż, fakt, jesteśmy bardzo sympatyczni. NIE MOGĘ ZAPRZECZYĆ.
      /Horse

      Usuń