czwartek, 30 kwietnia 2015

Don't leave me again - rozdział 1

Cześć serdecznie. Oto WIELCE (ja wiem jak bardzo na niego czekaliście, nie musicie się okłamywać) wyczekiwany pierwszy rozdział opowiadania "Don't leave me again" (o którym więcej możecie dowiedzieć się TUTAJ), opowiadający o losach Marco i Jeana w czasach współczesnych.
/Horse

ROZDZIAŁ 1

JEAN
- Jedną czarną kawę – rzucił w stronę kelnerki, która mało zainteresowana zapisała jego zamówienie w malutkim, śnieżnobiałym notesiku. Spojrzał jeszcze raz do karty, po czym szybko dodał: - I kawałek czery pie… czer… szer… paj – jakby nie mogli umieszczać w menu jakichś normalnych nazw ciast, jak na przykład ciasto z jabłek i ciasto z truskawek. Ale nie, walnijmy coś, czego nawet sam Jean nie potrafi wymówić.
- Szeri paj – poprawiła go kelnerka z widocznym rozbawieniem. Niektórym może ów uśmiech wydałby się uroczy, ale mamy do czynienia z trudnym przypadkiem. Mężczyzna, biorąc to za zwykłe szydzenie, mruknął coś pod nosem i szybkim machnięciem ręki oddał jej kartę.
- Na miejscu – warknął, po czym młoda kobieta, na oko dwudziestoletnia, odwróciła się z głośnym prychnięciem. Miał tylko nadzieję, że nie ma zamiaru się zemścić i wsypać mu do kawy trutki na szczury. Kto wie, co im tam łazi na zapleczu.


Ziewnął i zerknął na zegarek, którego wskazówki wskazywały dopiero dziewiątą rano. Ma jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia się pierwszego wykładu w tym dniu. Nie miał jakiejkolwiek ochoty na niego iść, a przynajmniej teraz, kiedy jest zaspany jak cholera. Niby spał pełne osiem godzin, a i tak czuje, jakby zaraz miał paść twarzą na stół. I teraz pada pytanie – po jakiego czorta wstawałeś tak wcześnie, kretynie? Może i jest to pierwszy wykład w tym roku, ale to nie znaczy, że musisz wstawać dwie i pół godziny przed rozpoczęciem. Chyba nigdzie ci się aż tak nie śpieszy? Jego zachowanie zaraz po obudzeniu mówiło samo za siebie – gdy po otworzeniu oczu poczuł to palące uczucie w gardle, wstał do łazienki, by umyć zęby. Problem jednak w tym, że zamiast pasty nałożył mydło, a o wszystkim przekonał się, kiedy już wyszorował ich górną część. Piękne rozpoczęcia dnia, nie ma co. Przynajmniej już nie musisz mieszkać wraz z mamą, która zaproponowałaby ci umycie ich… nie, to było złe. Była zbyt nadopiekuńcza. I pomimo tego, że cieszy się swoją wolnością, to jednak czegoś mu brakuje. Najwidoczniej mieszkanie w samotności nie jest tak fajnie, jak uważał. Na początku wszystko jest jak najbardziej w porządku – cieszysz się swoimi czterema kątami, tym, że wreszcie nie musisz zamykać drzwi od łazienki i możesz swobodnie chodzić po mieszkaniu w bieliźnie. Ale po czasie i to wszystko staje się codziennością, a tobie zaczyna brakować towarzystwa. Kogoś, do kogo mógłbyś rano otworzyć gębę przy śniadaniu i ponarzekać na to, jak bardzo niewyspany jesteś. Oczywiście istnieje opcja poszukania współlokatora, ale Jean obawia się, że mało kto wytrzymałby z nim i jego humorkami. Poza tym nie ma jakiejkolwiek ochoty mieszkać z kimś obcym. Czułby się zbyt nieswojo. Już nie jak u siebie, a do tego nie ma zamiaru doprowadzić.
I nagle mężczyzna pożałował, że całe życie był takim dupkiem, przez co nie mógł załapać się na ani jednego przyjaciela, z którym teraz mógłby dzielić swoje królestwo. To znaczy… faktycznie, był ktoś taki. Ktoś, kto pomimo natury Jeana i tak jakimś cudem z nim wytrzymywał. Problemem był fakt, że Marco – jego dawny przyjaciel – wyprowadził się już dawno temu i stracili ze sobą kontakt. Strasznie tego żałował, bo od tamtego momentu musiał wytrzymywać ze swoją arogancją sam na sam. Może to i śmieszne, ale w pewnej chwili zaczął wyzywać samego siebie i mówić sobie, jak bardzo jest żałosny. Żałosny, ponieważ nie potrafił przytrzymać go przy sobie. Był świadom, że to nie od niego zależało to, czy chłopak pozostanie w tym mieście, ale i tak czuł w pewnym stopniu żal do siebie.
Od wspomnień odciągnęło go zamówienie, które przyniosła ta sama kelnerka. Najwidoczniej Jean nie przypadł jej do gustu, ponieważ swoją gwałtownością niemalże wylała filiżankę z kawą na mężczyznę. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby taki właśnie był jej cel, ale na jego szczęście nieudany. Gdy na stole znalazł się też kawałek ciasta – „SZERI PAJ” poprawił się w myślach – westchnął i wbił w niego łyżeczkę. Kolejny szary, samotny dzień przepełniony nauką i niczym więcej. Boże, jakby on chciałby być znowu małym, niewinnym dzieckiem.



MARCO
Przez przyjazd do tego miasta, nie mógł powstrzymać obrazów z dzieciństwa, jakie napływały do jego głowy. Każda ulica znów wydawała się dziwnie znajoma, każdy fragment tego miejsca wiązał się z przeszłością. Zaczął po raz kolejny mieć wyrzuty sumienia i to beznadziejne, kłujące uczucie w klatce piersiowej. Przywiązał się, nie ma co. Gdyby jeszcze tylko udało mu się znaleźć starych znajomych, to byłby w niebie. Znów znalazłby się w dzieciństwie, mógłby uciec od tej owianej nudą rzeczywistości. Zaczęły się dla niego studia, zatem trzeba wziąć się w garść. Nie powinien teraz rozmyślać na temat przeszłości, a skupić się na przyszłości, która nadciągała wielkimi krokami. Już nawet w tym momencie musiał się powoli usamodzielniać, aby wdrążyć się w dorosłe życie. Co za cholerne przekleństwo. No, ale trzeba spojrzeć na to pod innym kątem. W końcu nikt mu nie będzie mówił co ma robić, pozna nowych znajomych i pewnie będzie się świetnie bawił. Ślepo wierzył w to, że studia będą czystą przyjemnością.
Dzień rozpoczęty bez kubka gorącej kawy, to dzień stracony. Jakoś tak się złożyło, że dzisiejszego poranka jego szafka w kuchni okazała się być pozbawioną chociaż grama tego brązowego proszku. Cóż, dawno nie był w żadnej restauracji czy kawiarni, zatem całkiem dobrze się złożyło. Upewnił się jedynie jaką sumą pieniędzy dysponuje, a potem energicznym krokiem ruszył w kierunku pierwszej, lepszej kawiarni. Po drodze cieszył się widokiem, jaki go otaczał. Październik. Jesień już dawno wkroczyła do życia, powoli zabierając się za ozdabianie drzew. Nawet nazbierał kilka liści, które wydawały mu się interesujące pod względem zarówno koloru, jak i wielkości. Nie wiedział po jaką cholerę je zebrał. Najwyżej później wyrzuci albo da jakiemuś dzieciakowi. Dzieci są przecież takie pocieszne. Ucieszą się ze wszystkiego, nie ważne co by dostały. Ale czy ucieszyłby się z liści, które leżą praktycznie wszędzie? Nie żeby zajeżdżało trochę pedofilią.
Wkroczył do kawiarni z uśmiechem na twarzy. Na samym wstępie powitał go aromat przeróżnych zapachów. Wzrokiem zaczął szukać jakiegoś wolnego miejsca. O tej godzinie za bardzo tłumów nie było, ale był trochę wybredny. Zatrzymał się na znajomej twarzy. Te włosy, te oczy i ta twarz. Przecież to nie mógł być nikt inny jak... Urwał swoje myśli w połowie, przez osobę, która właśnie weszła do kawiarni. Popchnęła go ramieniem, aby nie zawadzał przejścia, a on sam zaczął jej dziękować, że dzięki niej nie stał już jak sparaliżowany. Nie myśląc zbyt dużo, wyrzucił liście do śmietnika. Chyba nie będą mu już potrzebne. Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Starając się być niezauważonym, podszedł do niego bliżej, a gdy znalazł się tuż za jego krzesłem, zakrył jego oczy swoimi dłońmi. Trochę nieco zbyt zimnymi, tak swoją drogą.
- Zgadnij kto to - powiedział z nieukrytym entuzjazmem, nachylając się nad nim. Uwolnił jego oczy od ciemności i poczochrał go po włosach. Potem usiadł na krześle obok, posyłając w jego stronę uśmiech. Odchrząknął, udał powagę i zaczął ściągać z siebie kurtkę.
- Nie ma pan chyba nic przeciwko temu, abym się dosiadł? Jest to jedyne, wolne miejsce. - Nie żeby skłamał i nie żeby za nimi były co najmniej dwa wolne stoliki. Gdy w końcu się rozebrał i odwiesił swoje rzeczy na oparcie krzesła, zaprzestał być poważnym i podłożył sobie dłoń pod głowę, lustrując Jeana wzrokiem. Miał przynajmniej taką nadzieję, że to jest Jean. Chociaż takiej twarzy nie da się pomylić z żadną inną.
- Co robisz tutaj samotnie? - Może tak samo jak on, udał się tutaj z powodu braku zapasu kawy w swoim domu? Rany, chciał go wypytać o tyle rzeczy. Nie chciał jednak spłoszyć go miliardem pytań. W dodatku nie miał pewności, czy aby między nim a Jeanem w jakiś sposób nie pogorszyły się relacje. Może nawet ma mu za złe jego wyjazd?


JEAN
Po co on tak właściwie, do cholery, kupił to całe cherry pie? Wcale nie ma na to ochoty, a w dodatku samo patrzenie na to przyprawiało go o mdłości. Ale skoro już zapłacił i raczej nie ma mowy o zwrocie… wbił w niego podany widelec, rozwalając go od środka. No, zepsuty, teraz nie ma co go jeść. Plan idealny na pozbycie się ciążącej świadomości na sumieniu, że nie zjadł kupionego ciasta. Sprawdzając w telefonie, czy aby przypadkiem nie dostał żadnego SMSa (co byłoby raczej cudem, nie biorąc pod uwagę operatora i rodzicielkę), w tym samym momencie podnosząc filiżankę z kawą do ust, by się jej napić. I już – już był tuż przy chłodnej, chińskiego wyrobu porcelanie, ale nagle ktoś – lub coś - zasłonił mu oczy. Z początku przerażony potrząsnął ręką, przez co kilka kropelek kawy ubyło, parkując na jego spodniach.
- Kto? Jakiś debil – powiedział wkurzony, czując na swoich udach parzące uczucie. Kiedy jednak wspomniany „debil” odsłonił mu oczy, gwałtownie odwrócił się w jego stronę, nieruchomiejąc z filiżanką w jednej ręce i z telefonem w drugiej.


CIĄG DALSZY NASTĄPI.

7 komentarzy:

  1. Nie ma co, jest interesująco.
    Najważniejsze, że obie wiecie (mam nadzieję, że nie pomyliłam płci ;;) co to jest ortografia, interpunkcja i gramatyka.
    Wyczuwam również lekką nutę humoru, co jest dla mnie punktem najważniejszym, zaraz po trzech ww.
    Czytając post początkowy nieraz zmusiłyście mnie do uśmiechu, także gratki, oby tak dalej.
    No i nawet jestem ciekawa co dalej, więc czekam.
    Tylko nadmienię, że nie jestem podniecającą się wszystkimi gejami laską.
    Czytam tylko to, co mi się podoba, jednocześnie nie odwiedzam blogów zbyt często.
    Jestem zapominalska jak cholera i leniwa do szpiku kości.
    Ale daje Wam plusa za to, że całokształt mi się podoba, co jest rzadkością w polskich fanfickach. Tak naprawdę regularnie odwiedzam tylko jeden blog, na resztę patrzę,jak mi się przypomni.
    Co ja tu będę dalej pierdolić.
    Czekam na rozdział drugi, wyczekujcie mnie.... kiedyś tam c;
    Vaa uwu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę cieszy nas, że ci się to spodobało. Takie słowa wiele dla nas znaczą i sprawiają, że mamy ochotę kontynuować dalsze dodawanie rozdziałów. Bo, nie oszukujmy się, co to za przyjemność z dodawania własnych opowiadań, jeśli nikogo to nie interesuje?
      I nie, nie pomyliłaś płci~
      /Horse

      Usuń
  2. Jak ja się cieszę, że ktoś wreszcie zaczął pisać o tej parze i do tego w taki sposób :) Czyta się bardzo przyjemnie, jest dość humorystycznie, więc praktycznie cały czas uśmiechałam się pod nosem. Pisanie z dwóch perspektyw jak najbardziej jest plusem, zawsze podobał mi się taki styl. Mam też pytanie, rozdziały będziecie wstawiały w jakiś ustalonych odstępach czasowych czy tak losowo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się niezmiernie, że i ty się cieszysz~. Z początku myśleliśmy (albo tylko ja się tym przejmowałam), że pisanie z dwóch perspektyw nie za bardzo wypali, jednak twój komentarz rozwiał moje wątpliwości, a i cieplej się na sercu zrobiło.
      Odpowiadając na twoje pytanie - rozdziały będą wstawiane regularnie. Pojawiać się będą w każde piątki i poniedziałki. Tak na miłe rozpoczęcie tygodnia i weekendu, hue.
      /Cowboy

      Usuń
  3. Zapowiada się bosko. Nie tylko to opowiadanie, ale i cały blog. Wydajecie się być ciekawymi osobami z niezłym poczuciem humoru, w dodatku wasz styl pisania jest super. Oby tak dalej. Czekam na kolejne rozdziały, zaglądać będę na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OH STOP IT, YOU.
      Żartowałem, nie przestawaj.

      A my czekamy na twoją obecność tutaj. Teraz jesteś już, anonie, zobowiązany do zaglądania na bloga. Właśnie zawarłeś z nami pakt, którego nie można zerwać >:U I dzięki, (wyjebiście) miło słyszeć coś takiego.
      /Horse

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń