Cześć serdecznie. Oto WIELCE (ja wiem jak bardzo na niego czekaliście, nie musicie się okłamywać) wyczekiwany pierwszy rozdział opowiadania "Don't leave me again" (o którym więcej możecie dowiedzieć się TUTAJ), opowiadający o losach Marco i Jeana w czasach współczesnych.
/Horse
/Horse
ROZDZIAŁ 1
JEAN
- Jedną
czarną kawę – rzucił w stronę kelnerki, która mało zainteresowana zapisała jego
zamówienie w malutkim, śnieżnobiałym notesiku. Spojrzał jeszcze raz do karty,
po czym szybko dodał: - I kawałek czery pie… czer… szer… paj – jakby nie mogli
umieszczać w menu jakichś normalnych nazw ciast, jak na przykład ciasto z
jabłek i ciasto z truskawek. Ale nie, walnijmy coś, czego nawet sam Jean nie
potrafi wymówić.
- Szeri paj
– poprawiła go kelnerka z widocznym rozbawieniem. Niektórym może ów uśmiech
wydałby się uroczy, ale mamy do czynienia z trudnym przypadkiem. Mężczyzna,
biorąc to za zwykłe szydzenie, mruknął coś pod nosem i szybkim machnięciem ręki
oddał jej kartę.
Ziewnął i
zerknął na zegarek, którego wskazówki wskazywały dopiero dziewiątą rano. Ma
jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia się pierwszego wykładu w tym dniu. Nie
miał jakiejkolwiek ochoty na niego iść, a przynajmniej teraz, kiedy jest
zaspany jak cholera. Niby spał pełne osiem godzin, a i tak czuje, jakby zaraz
miał paść twarzą na stół. I teraz pada pytanie – po jakiego czorta wstawałeś
tak wcześnie, kretynie? Może i jest to pierwszy wykład w tym roku, ale to nie
znaczy, że musisz wstawać dwie i pół godziny przed rozpoczęciem. Chyba nigdzie
ci się aż tak nie śpieszy? Jego zachowanie zaraz po obudzeniu mówiło samo za
siebie – gdy po otworzeniu oczu poczuł to palące uczucie w gardle, wstał do
łazienki, by umyć zęby. Problem jednak w tym, że zamiast pasty nałożył mydło, a
o wszystkim przekonał się, kiedy już wyszorował ich górną część. Piękne
rozpoczęcia dnia, nie ma co. Przynajmniej już nie musisz mieszkać wraz z mamą,
która zaproponowałaby ci umycie ich… nie, to było złe. Była zbyt nadopiekuńcza.
I pomimo tego, że cieszy się swoją wolnością, to jednak czegoś mu brakuje.
Najwidoczniej mieszkanie w samotności nie jest tak fajnie, jak uważał. Na
początku wszystko jest jak najbardziej w porządku – cieszysz się swoimi
czterema kątami, tym, że wreszcie nie musisz zamykać drzwi od łazienki i możesz
swobodnie chodzić po mieszkaniu w bieliźnie. Ale po czasie i to wszystko staje
się codziennością, a tobie zaczyna brakować towarzystwa. Kogoś, do kogo mógłbyś
rano otworzyć gębę przy śniadaniu i ponarzekać na to, jak bardzo niewyspany
jesteś. Oczywiście istnieje opcja poszukania współlokatora, ale Jean obawia
się, że mało kto wytrzymałby z nim i jego humorkami. Poza tym nie ma
jakiejkolwiek ochoty mieszkać z kimś obcym. Czułby się zbyt nieswojo. Już nie
jak u siebie, a do tego nie ma zamiaru doprowadzić.
I nagle
mężczyzna pożałował, że całe życie był takim dupkiem, przez co nie mógł załapać
się na ani jednego przyjaciela, z którym teraz mógłby dzielić swoje królestwo.
To znaczy… faktycznie, był ktoś taki. Ktoś, kto pomimo natury Jeana i tak
jakimś cudem z nim wytrzymywał. Problemem był fakt, że Marco – jego dawny
przyjaciel – wyprowadził się już dawno temu i stracili ze sobą kontakt.
Strasznie tego żałował, bo od tamtego momentu musiał wytrzymywać ze swoją
arogancją sam na sam. Może to i śmieszne, ale w pewnej chwili zaczął wyzywać
samego siebie i mówić sobie, jak bardzo jest żałosny. Żałosny, ponieważ nie
potrafił przytrzymać go przy sobie. Był świadom, że to nie od niego zależało
to, czy chłopak pozostanie w tym mieście, ale i tak czuł w pewnym stopniu żal
do siebie.
Od wspomnień
odciągnęło go zamówienie, które przyniosła ta sama kelnerka. Najwidoczniej Jean
nie przypadł jej do gustu, ponieważ swoją gwałtownością niemalże wylała
filiżankę z kawą na mężczyznę. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby taki właśnie był
jej cel, ale na jego szczęście nieudany. Gdy na stole znalazł się też kawałek
ciasta – „SZERI PAJ” poprawił się w myślach – westchnął i wbił w niego
łyżeczkę. Kolejny szary, samotny dzień przepełniony nauką i niczym więcej. Boże,
jakby on chciałby być znowu małym, niewinnym dzieckiem.
MARCO
Przez
przyjazd do tego miasta, nie mógł powstrzymać obrazów z dzieciństwa, jakie
napływały do jego głowy. Każda ulica znów wydawała się dziwnie znajoma, każdy
fragment tego miejsca wiązał się z przeszłością. Zaczął po raz kolejny mieć
wyrzuty sumienia i to beznadziejne, kłujące uczucie w klatce piersiowej.
Przywiązał się, nie ma co. Gdyby jeszcze tylko udało mu się znaleźć starych
znajomych, to byłby w niebie. Znów znalazłby się w dzieciństwie, mógłby uciec
od tej owianej nudą rzeczywistości. Zaczęły się dla niego studia, zatem trzeba
wziąć się w garść. Nie powinien teraz rozmyślać na temat przeszłości, a skupić
się na przyszłości, która nadciągała wielkimi krokami. Już nawet w tym momencie
musiał się powoli usamodzielniać, aby wdrążyć się w dorosłe życie. Co za
cholerne przekleństwo. No, ale trzeba spojrzeć na to pod innym kątem. W końcu
nikt mu nie będzie mówił co ma robić, pozna nowych znajomych i pewnie będzie
się świetnie bawił. Ślepo wierzył w to, że studia będą czystą przyjemnością.
Dzień rozpoczęty bez kubka gorącej kawy, to dzień stracony. Jakoś tak się
złożyło, że dzisiejszego poranka jego szafka w kuchni okazała się być
pozbawioną chociaż grama tego brązowego proszku. Cóż, dawno nie był w żadnej
restauracji czy kawiarni, zatem całkiem dobrze się złożyło. Upewnił się jedynie
jaką sumą pieniędzy dysponuje, a potem energicznym krokiem ruszył w kierunku
pierwszej, lepszej kawiarni. Po drodze cieszył się widokiem, jaki go otaczał.
Październik. Jesień już dawno wkroczyła do życia, powoli zabierając się za
ozdabianie drzew. Nawet nazbierał kilka liści, które wydawały mu się
interesujące pod względem zarówno koloru, jak i wielkości. Nie wiedział po jaką
cholerę je zebrał. Najwyżej później wyrzuci albo da jakiemuś dzieciakowi.
Dzieci są przecież takie pocieszne. Ucieszą się ze wszystkiego, nie ważne co by
dostały. Ale czy ucieszyłby się z liści, które leżą praktycznie wszędzie? Nie
żeby zajeżdżało trochę pedofilią.
Wkroczył do kawiarni z uśmiechem na twarzy. Na samym wstępie powitał go aromat
przeróżnych zapachów. Wzrokiem zaczął szukać jakiegoś wolnego miejsca. O tej
godzinie za bardzo tłumów nie było, ale był trochę wybredny. Zatrzymał się na
znajomej twarzy. Te włosy, te oczy i ta twarz. Przecież to nie mógł być nikt
inny jak... Urwał swoje myśli w połowie, przez osobę, która właśnie weszła do
kawiarni. Popchnęła go ramieniem, aby nie zawadzał przejścia, a on sam zaczął
jej dziękować, że dzięki niej nie stał już jak sparaliżowany. Nie myśląc zbyt
dużo, wyrzucił liście do śmietnika. Chyba nie będą mu już potrzebne. Na jego
twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. Starając się być niezauważonym,
podszedł do niego bliżej, a gdy znalazł się tuż za jego krzesłem, zakrył jego
oczy swoimi dłońmi. Trochę nieco zbyt zimnymi, tak swoją drogą.
- Zgadnij kto to - powiedział z nieukrytym entuzjazmem, nachylając się nad nim.
Uwolnił jego oczy od ciemności i poczochrał go po włosach. Potem usiadł na
krześle obok, posyłając w jego stronę uśmiech. Odchrząknął, udał powagę i
zaczął ściągać z siebie kurtkę.
- Nie ma pan chyba nic przeciwko temu, abym się dosiadł? Jest to jedyne, wolne
miejsce. - Nie żeby skłamał i nie żeby za nimi były co najmniej dwa wolne
stoliki. Gdy w końcu się rozebrał i odwiesił swoje rzeczy na oparcie krzesła,
zaprzestał być poważnym i podłożył sobie dłoń pod głowę, lustrując Jeana wzrokiem.
Miał przynajmniej taką nadzieję, że to jest Jean. Chociaż takiej twarzy nie da
się pomylić z żadną inną.
- Co robisz tutaj samotnie? - Może tak samo jak on, udał się tutaj z powodu
braku zapasu kawy w swoim domu? Rany, chciał go wypytać o tyle rzeczy. Nie
chciał jednak spłoszyć go miliardem pytań. W dodatku nie miał pewności, czy aby
między nim a Jeanem w jakiś sposób nie pogorszyły się relacje. Może nawet ma mu
za złe jego wyjazd?
JEAN
Po co on tak
właściwie, do cholery, kupił to całe cherry pie? Wcale nie ma na to ochoty, a w
dodatku samo patrzenie na to przyprawiało go o mdłości. Ale skoro już zapłacił
i raczej nie ma mowy o zwrocie… wbił w niego podany widelec, rozwalając go od
środka. No, zepsuty, teraz nie ma co go jeść. Plan idealny na pozbycie się
ciążącej świadomości na sumieniu, że nie zjadł kupionego ciasta. Sprawdzając w
telefonie, czy aby przypadkiem nie dostał żadnego SMSa (co byłoby raczej cudem,
nie biorąc pod uwagę operatora i rodzicielkę), w tym samym momencie podnosząc
filiżankę z kawą do ust, by się jej napić. I już – już był tuż przy chłodnej,
chińskiego wyrobu porcelanie, ale nagle ktoś – lub coś - zasłonił mu oczy. Z
początku przerażony potrząsnął ręką, przez co kilka kropelek kawy ubyło,
parkując na jego spodniach.
- Kto? Jakiś
debil – powiedział wkurzony, czując na swoich udach parzące uczucie. Kiedy
jednak wspomniany „debil” odsłonił mu oczy, gwałtownie odwrócił się w jego
stronę, nieruchomiejąc z filiżanką w jednej ręce i z telefonem w drugiej.
CIĄG DALSZY NASTĄPI.
Nie ma co, jest interesująco.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że obie wiecie (mam nadzieję, że nie pomyliłam płci ;;) co to jest ortografia, interpunkcja i gramatyka.
Wyczuwam również lekką nutę humoru, co jest dla mnie punktem najważniejszym, zaraz po trzech ww.
Czytając post początkowy nieraz zmusiłyście mnie do uśmiechu, także gratki, oby tak dalej.
No i nawet jestem ciekawa co dalej, więc czekam.
Tylko nadmienię, że nie jestem podniecającą się wszystkimi gejami laską.
Czytam tylko to, co mi się podoba, jednocześnie nie odwiedzam blogów zbyt często.
Jestem zapominalska jak cholera i leniwa do szpiku kości.
Ale daje Wam plusa za to, że całokształt mi się podoba, co jest rzadkością w polskich fanfickach. Tak naprawdę regularnie odwiedzam tylko jeden blog, na resztę patrzę,jak mi się przypomni.
Co ja tu będę dalej pierdolić.
Czekam na rozdział drugi, wyczekujcie mnie.... kiedyś tam c;
Vaa uwu
Naprawdę cieszy nas, że ci się to spodobało. Takie słowa wiele dla nas znaczą i sprawiają, że mamy ochotę kontynuować dalsze dodawanie rozdziałów. Bo, nie oszukujmy się, co to za przyjemność z dodawania własnych opowiadań, jeśli nikogo to nie interesuje?
UsuńI nie, nie pomyliłaś płci~
/Horse
Jak ja się cieszę, że ktoś wreszcie zaczął pisać o tej parze i do tego w taki sposób :) Czyta się bardzo przyjemnie, jest dość humorystycznie, więc praktycznie cały czas uśmiechałam się pod nosem. Pisanie z dwóch perspektyw jak najbardziej jest plusem, zawsze podobał mi się taki styl. Mam też pytanie, rozdziały będziecie wstawiały w jakiś ustalonych odstępach czasowych czy tak losowo?
OdpowiedzUsuńCieszymy się niezmiernie, że i ty się cieszysz~. Z początku myśleliśmy (albo tylko ja się tym przejmowałam), że pisanie z dwóch perspektyw nie za bardzo wypali, jednak twój komentarz rozwiał moje wątpliwości, a i cieplej się na sercu zrobiło.
UsuńOdpowiadając na twoje pytanie - rozdziały będą wstawiane regularnie. Pojawiać się będą w każde piątki i poniedziałki. Tak na miłe rozpoczęcie tygodnia i weekendu, hue.
/Cowboy
Zapowiada się bosko. Nie tylko to opowiadanie, ale i cały blog. Wydajecie się być ciekawymi osobami z niezłym poczuciem humoru, w dodatku wasz styl pisania jest super. Oby tak dalej. Czekam na kolejne rozdziały, zaglądać będę na pewno.
OdpowiedzUsuńOH STOP IT, YOU.
UsuńŻartowałem, nie przestawaj.
A my czekamy na twoją obecność tutaj. Teraz jesteś już, anonie, zobowiązany do zaglądania na bloga. Właśnie zawarłeś z nami pakt, którego nie można zerwać >:U I dzięki, (wyjebiście) miło słyszeć coś takiego.
/Horse
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń